Media Społecznościowe  

©Copyright by "Tradycja", 2018

Strona zrobiona w kreatorze stron internetowych WebWave

Ludzkość pędzi przed siebie coraz szybciej. Zmiany w sposobie życia człowieka zauważalne są już w obrębie dziesięcioleci. O wiele wolniej zmienia się duchowość mieszkańców naszej planety, a religie i wyznania pozostają takie same przez wiele wieków, niektóre trwają przez tysiąclecia. Kolejne uzewnętrznienia odczuwania Boga wydają się być jedynie innym opisem Jego istoty. Możliwe że owo miejsce rozmowy z Bogiem, które człowiek znajduje w sobie, jest ciągle to samo, mimo że na fundamentach jednej świątyni buduje sobie następne.

Bywa, że przesłanie wiary, chociaż wyrażane w innej już aranżacji, pozostaje podobnie niezmienione jak miejsca kultu, podłoże na których je zbudowano. 

Katolicy polscy celebrują corocznie późną wiosną wydarzenie zesłania Ducha Świętego apostołom. Nawiedzeni duchem świadkowie Chrystusa zrozumieli w całości tajemnicę Ukrzyżowanego w Jego Zmartwychwstaniu i posiedli w jednym ułamku sekundy umiejętność operowania potrzebnymi językami, aby nieść Słowo w różne strony świata. Duch zatem wzbogacił wybraną grupę ludzi, a za ich pośrednictwem wielu z tych, którzy ich później słuchali. Dalej wszystko, co żyje wokół, też w jakiś sposób powinno się ulepszyć, wzbogacić, skoro na to “wokół” mieli oddziaływać chrześcijanie – ludzie wzbogaceni nauką Chrystusa, a więc kierujący się powszechnie miłością do wszystkich, nie wyłączając wrogów. Wszystkim powinno się żyć piękniej i godniej. Taka interpretacja jest logicznie uprawniona. 

Prośby ludzi o zesłanie ducha w celu poprawy istniejącego stanu rzeczy, aby moc boska wzbogaciła ich, obdarzyła powodzeniem rodziny, płodnością kobiety i domowe zwierzęta, urodzajem pola, żeby dała godne życie i spokojną, łatwą śmierć, to lejtmotyw odwiecznie towarzyszący pragnieniom ludzi. Czyli, że ów duch to nic innego jak tylko – transmisja woli – różnie definiowanego – Boga na nasze ziemskie sprawy. 

O nią prosił niegdyś – na ziemiach obecnie mieszczących się w granicach Rzeczypospolitej i leżących nieopodal – lud tutejszy, jeszcze nie znający nauk Chrystusa. Czcił dokładnie w tym samym czasie, w połowie czerwca, święto lata – Zielone Świątki, strojąc ołtarze, domy, pola i zwierzęta w ten sam nieledwie sposób, jak się to czyni teraz. Czcił w sposób, który – zwłaszcza w ludowej obrzędowości – przetrwał bez większych zmian do dziś. Wprawdzie wiadomo, że kościoły przejmowały tradycje nawróconego ludu, aby mniej boleśnie pozbywał się wcześniejszych wierzeń, jednak ważniejsze wydaje się spostrzeżenie, iż ludzkość przez tysiące lat pielęgnuje w wyznawaniu wiary to, co wykracza poza obręb jednej religii, bo jest immanentną cechą wiary w ogóle. 

Dlaczego? Zapewne składa się na to wiele przyczyn, ale dość prostym tłumaczeniem byłaby hipoteza, że oprócz tradycji przekazywanej w podaniach ustnych, pisemnych i jak obecnie – audiowizualnych – ludzie dziedziczą po swych przodkach świadomość. Pisano o tym w pierwszym numerze “Tradycji” (Pieczęć trwałości, str. 10). 

Autor tego artykułu, Jerzy Terpiłowski, jest od dawna pod wrażeniem owej interesującej hipotezy. Wyłożył ją explicite w swej książce Imperium obłudy (1995). Niedługo potem w polskiej literaturze wzmogło się zainteresowanie przekazem międzypokoleniowym: wielu pisarzy wprost przyznaje, że uległo swoistemu deja vu, odwiedzając miejsca, w których niegdyś mieszkali ich przodkowie, choćby od tego czasu minęły stulecia. 

Do tych enuncjacji – które mogą być tyle obserwacją własną, co naśladownictwem już objawionego pomysłu twórczego – dołożę argument przemawiający za genetycznym dziedziczeniem świadomości. Będzie nim niesłychane podobieństwo inspiracji literackiej zawarte w dwu tekstach oddzielonych od siebie czasoprzestrzenią prawie stu lat, napisanych wprawdzie przez ludzi tego samego rodu, ale tekst późniejszy powstał bez jakiejkolwiek wiedzy o pierwszym. Ręczę za to nie tylko swą wiedzą. Tak świadczą wyniki analizy ich obu. Owo podobieństwo nie dotyczy bowiem ani sposobu pisania, przyjętych w tych tekstach point, ani nawet wytkniętych przez autorów celów. Nieledwie analogiczna jest jedynie inspiracja wiodąca obojga pisarzy do podjęcia tematu. Inspiracja, z której – być może – żadne z nich nie zdawało sobie sprawy, bo wynikała po prostu z ich naturalnego przywiązania do tradycji. Miała je z pewnością w sobie pisarka powieści dla kobiet przełomu XIX i XX wieku – Julia Terpiłowska i miał ją Jerzy Terpiłowski.

A co mają wspólnego z moim argumentem Zielone Świątki?

Obie utalentowane osoby wywiodły istotny wątek swych powieści właśnie z toku zielonoświątkowych uroczystości. Zabawcie się Państwo w śledczych, czytając wybrane fragmenty. (Cały tekst dostępny w miesięczniku "Tradycja" nr 3/2006)