Media Społecznościowe  

©Copyright by "Tradycja", 2018

Strona zrobiona w kreatorze stron internetowych WebWave

Esej sceniczny w trzech aktach z wprowadzeniem, ale bez wyjścia (fragmenty)

„...pojawiają się świecące wskazówki zegara, jest za pięć dwunasta. Nagle zaczynają się szybko obracać dokoła tarczy i stają: - jest dwunasta. Światła zapalają się. W międzyczasie zmieniono dekoracje, kurtyna jest w górze, a tubylcy stoją na tle ulicy nowoczesnego miasta. Wieczór, reklamy, światła, witryny sklepów, tłumy, hałas ulicznego ruchu. Na ścianie supermarketu napis: Ludzie sukcesu. Pojawia się portret uśmiechniętego aferzysty Bagsika grającego na cztery ręce z Gąsiorowskim, potem widzimy Adama Michnika pokazującego, że nosi kolorowe skarpetki, następnie zaśmiewającego się Jerzego Urbana i od początku. Niżej kiosk, na nim napis „Star of Revolution”. Latarnia z postumentem. Kasander, rozkuty i uwolniony od nalepki na ustach. Tubylcy zbici w gromadkę, na uszach słuchawki. Asystentka z mikrofonem w ręku. 
ASYSTENTKA: 
Nie, nie, nie!
W tej scence 
Nie zdejmujemy słuchawek, 
bo popękają bębenki
w uszach. 
Różnica ciśnień. 
(Pokazuje, że ma watę w uszach.) 
KOMUNIKAT:
Po ośmiu godzinach lotu jesteście państwo w centrum Las Vegas, Teraz wsiądziecie państwo do busu, rewolusu, hi hi!, który zawiezie was do pięciogwiazdkowego hotelu, nad brzegiem Oceanu Spokoju. 
ASYSTENTKA:
Proszę się nie rozpraszać, 
trzymać się razem, 
popuścić sobie pasa,
po resztę wracam. 
(Słychać zatrzymujący się autobus) 
siadamy, proszę państwa,
Wsiadamy,
Panowie, najpierw damy! 
(Popychając się, tubylcy zaklinowują się w przejściu na stopniach za kulisy.) 
STARSZAWY: Ja weteran.
OBOROWY: Puść!! Ja pierwszy!
EULALIA: Ja tu stałam!!
BEATRYCZE: Nie, ja teraz!
PANACEUSZ: Jak cię w mordę!
INSEMINATOR: Co się pchasz?!

DÓJKA MOJRA: Matko święta!
OBOROWY: Bilet masz?
KASANDER:
Nie wsiadajcie! Ludzie! 
Nie pora. 
Pani Mojro, 
W dojeniu jedyna nadzieja! 
Niech pani doi!
To likwidacja izolatora
Beatrycze!! Nie wsiadaj!! 
Pani Mojro, niech pani doi, 
inaczej wszystko skończone! 
Zginiecie wszyscy! 
Beatrycze! 
Miłości moja!!
Zostań!
(Bysio i Bylo oraz Macia i Acia odchodzą w międzyczasie do tyłu i oglądają kiosk obwieszony kasetami z muzyką. Z kiosku ktoś kiwa na nich, żeby podeszli. Słychać jego głos):
KIOSKARZ: 
No, jest nareszcie nasza młodzież z pola.
Zaczniemy od nauki gry w baseballa.
(Wydaje przez okienko kije do gry i pokazuje na migi, jak się nimi macha. Bysio i Bylo obserwują go uważnie. W międzyczasie Kasander wdrapuje się na postument latarni. Reszta młodzieży odpycha brutalnie starszych i idzie w miasto. Pozostali wsiadają)
ASYSTENTKA: (zafrasowana, do Kasandra) 
Proszę nie robić przedstawienia.
Gdzie pan wlazł? 
Co za głupia pokusa!
Wydaje się panu, że to Himalaje? 
Gdy wkoło Vegańczyków las?!
Niechże pan wsiądzie do busa!
Dam panu coś w prezencie.
Zaczynam liczyć: raz...
KASANDER: 
Mam zamiar! Miau! O Boże!!

ASYSTENTKA: 
Bóg nic tu nie pomoże,
Jeżeli w ogóle jest, 
To bawi na innym kontynencie
Z Revolution Star 
(Słychać jak autobus odjeżdża. Potem rozlega się potworny śmiech zakończony śmiertelnym zachłyśnięciem. Kasander zatyka uszy rękami.)
KASANDER:
To sen.
Nie wierzę sobie,
A wieszczyłem innym! 
Umrzeć się boję.
Poeta, choć głowa nie ta.
Nie, nie!
Przecież ciebie nie ma, 
śmierci moja! 
Odeszłaś na zawsze,
I ty mnie nie chcesz.
Lecz żyć przez wszystkich opuszczonym?
A... Beatrycze!
Żegnaj mi, rozumu dziewico,
byłabyś mą żoną,
żegnajcie bracia siostry, 
młodzieży durna i chmurna,
zadufany Oborowy,
sztywny Starszawy, 
teoretyczny Szklany Byku, 
żegnajcie cielęta i krowy!!
Ludzie! Tragedia tuż, tuż!
Mojra już nie doi, 
a Rousseau, może inny Rus
ostrzegał:
waszych pragnień się strzeżcie, 
bo mogą się spełnić jeszcze!
A teraz będę sam... 
u bram Hadesu...

(Słychać straszliwy łoskot, a potem sygnały karetek pogotowia. Asystentka kiwa głową, odhacza w notatniku i odchodzi za kulisy, a Kasander złazi z latarni, zdejmuje ostrożnie słuchawki, potrząsa głową, kładzie sobie palce do uszu i kiwa głową.)
KASANDER:
Myśli się zmaterializowały. 
Ciała zabite, dusze uleciały.
My fair lady, może...
Będę myślał o niej
Higgins wychował sobie żonę,
A ja...
nie potrafiłem być przewodnikiem 
dla Beatrycze. 
O Boże!!
MEGAFON: 
Wycieczka bezrobotnych polników
zginęła w wypadku w stolicy.
KASANDER 
(Zakrywa twarz w rozpaczy i dopiero po chwili mówi): 
Wiedziałem! Nawet się nie kryją!
Jestem tu,
Sam jak palec, 
A tamci już nie żyją!
podchodzi do przechodzących ludzi)
KASANDER: 
Do you speak English? 
(Ludzie kręcą przecząco głowami i odchodzą. Wokół hałas miasta, ludzie rozmawiają.) 
STRZĘPY ROZMÓW: 
Akcje nasze ciągle rosną, 
jak to wiosną... jak to wiosną, 
prałat nie pluje już na chałat...
Nie ma cenzury,
pisz jak chcą, głowa do góry...
W co dzisiaj gramy? 
Wiadomo: w trzy damy...
Zwariował: 
tradycję narodową 
chciał instalować...
Gramy w trzy damy, gdzie jest król?...

Nakłady na oświatę, naukę i kulturę
idą w dół, 
ale pod górę. 
Jest teatr, lecz braknie ról...
Huzar Ben Hur 
pod Somosierrą
zdobywał działa w bitwie,
bo tam było powstanie,
a nasi teraz dla sitwy
walczą w Afganistanie...
Lewica ma przemysł i banki,
prawica władzę i szklanki... kolego.
Sądy posłusznym narzędziem
w rękach silniejszego...
Temida bierze, policja się chowa, 
złodzieje na wolności,
uczciwi ludzie za kratami... 
jesteśmy w Nato, a Rosja na to...
no nie, bez przesady, 
trochę kultury!... 
Biali rządzą, czerwoni mają, 
czarni rozdają, a żółci piszą scenariusze...
Głowa do góry.
Gramy w trzy damy, 
gramy w trzy damy, 
gdzie jest król?...
Społeczeństwo ma szansę, 
bagsiki kasę, posłowie frajdę,
a naród ansę. 
OSOBA PIERWSZA: 
Cholera jasna,
znowu to bydło
z izolatora do miasta 
przywieźli! 

W co inwestujesz?
OSOBA DRUGA: 
W akcje honoru.
OSOBA TRZECIA: 
Z takim pyskiem?
OSOBA DRUGA: 
Tańsze nie będą, 
A politykom 
Sprzedam je z zyskiem!
I PRZECHODZIEŃ (w przelocie): 
Panie ładny, co pan szuka?
Kwaterę? Kobitkę? Porcję?
Chodź za murek. To co pan chcesz?
Jakiś Turek!
I PRZECHODZIEŃ (w przelocie): 
Świadectwa, dyplomy,
prawa jazdy, sidiromy sprzedaję, 
złote obrączki za darmo oddaję.
Potrzebujesz pan czego? 
O przepraszam! Patrzcie chłopy!
Te ułopy już się nie kryją! 
STARSZY (przytrzymując Kasandra za połę marynarki): 
Więc będzie koniec świata?
Co pan na to?
KASANDER: 
Do you speak English, tato?
(Przechodzień klnie i ucieka. Zza kiosku wychodzą Bysio, Bylo, modnie ostrzyżeni, oraz Macia i Acia, zrobione modnie. Chłopcy mają w rękach kije baseballowe.)
KASANDER: 
Bysio, Bylo, Macia, Acia.
Zdejmijcie słuchawki. 
Pomódlcie się do Bozi 
Czemu nie chcecie ich zdjąć? (Krzyczy, żeby go usłyszano.)

Nic wam już teraz nie grozi,
Biedne sierotki!
W was cnota nadziei gości
całego 
Rolno-Przemysłowego. 
W gardle intryg ością
odporni na Boba Jakoba!...
Jesteście naszą przyszłością. 
Zdradzę wam sekret! 
Zdejmijcie słuchawki! 
Tu jest jeszcze gorzej 
niż w izolatorze. 
A te markety, te mury
Są z tektury. 
(Przerywa dekoracje, zza których ukazuje się drugi plan baraku i podwórka z kupą nawozu i śmieci. Młodzież uważnie śledzi jego ruchy) 
Ale do góry głowa! 
Żyjmy pokorni i cisi
Jak dawniej
A może nam się ziści
Złoty sen o wolności...
No co ty, 
Bysiu! co... ty?!!
(Bysio uderza go kijem w głowę. Kasander usuwa się na płyty chodnika. Po chwili pozostali walą go raz po raz kijami i kopią. Ludzie wokół nie zwracają uwagi na zajście. Potem cała czwórka karnie i starannie naprawia uszkodzenia w dekoracjach taśmą samoklejącą. Z kiosku dostają puszki piwa. Otwierają je. Piją piwo. Macia i Acia zajmują pozycję pod ścianą domu towarowego jako prostytutki, a Bysio i Było, wziąwszy się za ramiona, maszerują przed siebie, zataczając się na całą szerokość chodnika.)
BYSIO, BYLO: 
Beee! Legia! Legiaa!... 
Niech gra muzyka!
Legia! To legenda! 
Chceta - Róbta! Kurna !! 
Co za... Co za... 
po chodniku mi się szwenda! (dwu policjantów ustępuje im drogi z dworskim ukłonem) 

Róbta, co chceta!! Aaa!
Legia! Legia!... Legia!
(Słychać nagle z jezdni odgłos zderzenia. Krzyk. Gniecenie blach, eksplozję i krzyki oraz oddalający się śpiew młodzieży. Rozlega się okropny śmiech, który kończy się śmiertelnym zachłyśnięciem. Potem odgłosy miasta cichną, ktoś śpiewa Ave Maria, zza kulis wychodzi piękna Taterniczka, podchodzi do leżącego Kasandra, podaje mu rękę, zalany krwią Kasander wstaje i razem wychodzą za kulisy) 
Kurtyna...
GŁOS Z MEGAFONU: 
Jesteśmy tam, gdzie trzeba,
Najecie się do woli 
(Zwłaszcza suchego chleba, hi! hi!),
a praca was wyzwoli
Od problemów waszych
Sami się przekonacie, 
niewierni Tomasze. 
Wystarczy wyjść z izolatora,
z teatru lub od doktora.
Gra się zaczęła!
Już pora! 
Kto nie gra, tego fala
Wyrzuci na brzeg z portalu. 
Na zewnątrz czekają 
komfortowe
środki odjazdowe, 
koszty w cenie biletu.
I kotlety... Przepraszam.
Już wyszły, niestety. 
Bus „Revolution” czeka
Na gości. 
Wszystko opłacone
nad oceanem wolności.
Naa...prawdę dajemy,
Każdemu wedle woli 
pobytu i odpoczynku.
A ty, dokąd, dziewczynko? 
Pamiętaj: Revolution Star 
uwolni cię od przykrości...

od iluzji mar.
Przecież wszyscy wiecie.
Paaa! Kochani, Paaa! 
To koniec, trza wychodzić! 
Nie chcecie, tak?... 
To fora z izolatora!
Bo jak poszczuję Exhumerem!
Albo Morelem!
to będzie bolało."

“KASANDER:
Let's by goons be by goons! Niestety.
Kochajmy się... Ma pan daczę? Nie, ja nie... 
Ustrój się zmienił, ale mafia nie przebacza!
O rety!
Teraz wiem dlaczego mnie skazano,
za raport o stanie kultury.
Pamiętam go na pamięć
do prokuratury:
Sitwa kwaszonych twórców 
trzyma się po staremu, 
od lewego do prawego, 
aby nie przepuścić nowego. 
Trawka, potrawka, warszawka,
szaroróżowa, poprawnie tolerancyjna,
lewicująca, ideowa mżawka! 
Towarzystwo wzajemnej adoracji, frustracji,
kasacji, intelektualnej kastracji. 
Trwa zaciemnianie, wyciszanie,

decyzji zawłaszczanie, prawdy omijanie, 
zakładowego dobra wyprzedawanie. 
Wszędzie korupcja, destrukcja, antydedukcja, 
amfetaminy masowa produkcja, ogólna obstrukcja. 
Nie nasza proweniencja, zgłupiała inteligencja, 
antynarodowa intencja, twórcza impotencja! 
Narodu ogłupianie, młodzieży rozpuszczanie,

seksualne podbechtywanie i antysemickie prowokowanie. 
żądam intelektualnego powstania, ogólnych ablucji,
piękna ustanowienia, polnej kultury upowszechnienia, 
ciała zmartwychwstania, 
win nie odpuszczania, 
w piekle żywota wiecznego, amen!...
Nie, to nie był anonim!... 
Podpisałem się doraźnie:
Ze względu na ogólne rozmiękczenie umysłów - święty Kasander z przodującego zakładu edukacyjno-hodowlanego, byłego Przemysłowo-Rolnego Laboratorium, Izolator, Bang! Bang! Bang! Boba Jakoba! Województwo Łubudu! I cześć!
Odpowiedzi nie było, 
choć kodeks, który pan wdrażał, 
wyraźnie się wyraża... 
Forma? Co forma?... 
Sam pan mówił, że liczy się treść!...
No nic, niech będzie gruby mur,
Mniejsza o starą ansę,
Ostał nam się jeno sznur,
Wylosowano nas! 
Mamy ostatnią szansę 
(Rozlega się znowu śmiech, który kończy się śmiertelnym zachłyśnięciem. Kasander rękami zatyka sobie uszy. Tubylcy pijani powstają z miejsc i, zataczając się, zbliżają do proscenium.)
BEATRYCZE (wisząc na Inseminatorze, który bez entuzjazmu przyjmuje jej karesy):
Kasander, w mordę, kolego asys... 
Sysss... sssa ... ssie... Tentencie! 
Do kogo gadasz? 
Ojej!... Ludzie, tam coś jest!! 
W tym sensie
STARSZAWY: 
To piechota.
INSEMINATOR: Aż mnie mrowie!!
OBOROWY: Stado krów!!
EULALIA: Pogotowie!! Pogotowie!!
PANACEUSZ: Gadaj zdrów! Pusta pustka. Coś ci w głowie!! (Pokazuje “kuku na muniu”.)
EULALIA: Jakby ludzie!
DÓJKA MOJRA: Cud! Cud!! Cud!!

INSEMINATOR: To po wódzie. Zmysłów zwód. (Przewraca się, pociągając za sobą Beatrycze, która jednak utrzymuje się na nogach. Tubylcy zataczają się i rękami macają wokół siebie, niepewni co robić.
Eulalia zasłania oczy ręką, a potem nagle odrywa rękę od twarzy, wytrzeszcza oczy i ponawia te próby. Oborowy szczypie Beatrycze w tyłek, ta odgania się niemrawo mrucząc:)
BEATRYCZE: Tyś napity, sam się szczyp!
KASANDER (wstając): 
Wiedziałem, 
że myśli stają się ciałem. 
Pozwólcie państwo, że dla zabawy 
moich przyjaciół przedstawię. (Do tubylców:) 
Ustawcie się jakoś! No, proszę! 
Inseminatorze, raźniej
zapłodnij pan, państwu wyobraźnię.
Proszę, ludzie, proszę wstać!
PANACEUSZ: Kurna wasza, w mordę... 
(Łapie się oburącz za gardło i głośno połyka ostatnie słowo, ale wszyscy jako tako ustawiają się w falujący szereg. Z wybiegu za barakiem cwałuje młodzież, już w koszulkach Star of Revolution ustawia się za dorosłymi. Na przedzie Bysio, Bylo, Macia i Acia, które stoją szpotawo, jak to w modzie. Młodzież przeżuwa gumę. Dalsze rzędy wspierają się podbródkami na ramionach poprzedników.)
KASANDER: 
Dziękuję. Poznajmy się! Pro forma
Załoga byłego, przodującego, 
eksperymentalnego
zakładu, Polno-Rolnego 
Laboratorium.
Z SALI (megafon, zbiorowe, negatywne): Iiiii!
KASANDER (kończy): a obecnie członkowie wielkiej rodziiiny
Revolution Star.
Z SALI (z megafonu zbiorowe, pozytywne): Aaaaa!
TUBYLCY: (Chórem) Dzień dobry, szanownemu państwu. (Kłaniają się nisko, ledwie utrzymując na nogach.)
MŁODZIEŻ: Bee!
KASANDER: 

A oto mózgu mego wnętrze 
Zaludnione wszelkim draństwem 
teatru świata.
Prawdziwa społeczna śmietanka, 
najlepsi z najlepszych,
Kulturalna elita elit,
sól narodu i wyciek z jelit
Wydalony w krwawym znoju.
Matrony w robronach, księżniczki w koronach, 
divy z Maledivy, prominenci sztuki, 
książęta ducha, młode boje i old zbuki,
władcy nastroju, milionerzy z pietruszki
i milionerki z łóżka,
królowie z rozboju, 
outsiderzy z prawa i maruderzy z lewa...
aferzyści i politycy jak kryształ czyści.
Jedyna okazja!
Kto chce, niech słucha i wierzy,
kto nie chce, niech siedzi cicho, 
aby spać mógł inny ktoś! 
TUBYLCY: Aaaaa! (Kłaniają się nisko, ledwie utrzymując na nogach.)
MŁODZIEŻ: Bee!
KASANDER (do tubylców):
Kocham was! 
W pijanym widzie, 
jak biali ludzie
nawaleni, 
świat ustawiacie, od nowa:
tu słońce, księżyc gdzie trzeba,
tu ziemia - nieba nie ma,
wszystko proste, w krostach,
na rzęsach za potrzebą, 
samogonem uwzniośleni,
w cztery fajery pijani,

od rzygów śliscy - jakże jesteście mi bliscy! 
Potomkowie herosów, 
od ciosów losu zgłupiałe pokolenia,
rozpijani, rozpuszczani,
ofiary eksperymentu zarażone, 
dzieci Boga z dala od Niego chowane. 
Polowy lud od komuny uciśniony, 
chochołem mass mediów otumaniony, 
zdradzony, okradziony i wyśmiany.
Skazani na stos, kamienie na szaniec,
magma szara i plugawa, 
jest popiół, 
ale chwila... gdzie diament?
Kto go schował?
GŁOS Z MEGAFONU: 
Kamienie szlachetne i kasa,
znikły w oscylatorze
dwu muzykalnych rodaków, 
Polniaków inaczej,
którzy teraz już nie grają,
tylko doradzają w USA, 
co ma być grane."